piątek, 16 listopada 2012

Dziecięco czyli całkiem (nie)poradnie.

- Mamusiu jesteś cudowna. Jesteś najukochańszą mamą, jaką mogłam sobie wymarzyć. Kocham Cię z całego serca.
Na koniec rzut na szyję z nagłym obciążeniem mojej nadwątlonej wirusem postawy.
Czekam na roszczenie, ale przez kolejne 30 sek. 5-latka całkiem zdaje sie bezinteresownie obcałowuje mnie, tuli się opleciona kończynami wokół mojego tułowia. Straciłam czujność.
- A kiedy kupisz mi ten perfum Barbie, który tata mi obiecał?
Czar prysł.

Moje dzieci nigdy nie miały problemu z uzewnętrznianiem swoich emocji. Ba! Z ich nazywaniem. Bodaj pierwszym pełnym zdaniem wypowiedzianym przez Juniora w wieku lat dwóch było Obraziłem się na Ciebie. 5 sek. Nie lubię mamy.
Młoda stosuje już bardzej wysublimowane metody. Jest w tym dobra. Czasami przekracza granice i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. I ja doskonale sobie ją zdaję, że Ona musi te granice zbadać, rączką wymacać, spróbować naruszyć, nagiąć, rozciągnąć, czasami boleśnie się poobijać przy naglym odbiciu w skutek zbyt duzego napięcia. Chciałabym tak patrzeć na te jej próby w nieskończonosć. Być dumna z każdej podanej mi dloni, gdy trzeba się z upadku podnieść i znowu o własnych siłach próbować.

Tymczasem buntownicze piekiełka w naszym domu jakby przygasły ostatnio.
Wyciszyłam się i usmiechnęłam szerzej ostatnio.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz