środa, 7 listopada 2012

Porannik.


- Wstaaaajemy – łatwo mi mówić. Zdążyłam make up em pokryć totalną niechęć do tego by rolety podnieść wyżej – Dziubusieee! – czyta się to dużo gorzej niż krzyczy.

Poza delikatnymi pomrukami jednoznacznie opowiadającymi się za „nie ma opcji” reakcji zero.

Młodzież nie ma zamiaru podjąć współpracy w zakresie aktywnego zwlekania się z łóżka, przebierania z pidżam w tzw. (ku oburzeniu Młodej) ciuchy, picia kakał, względnie herbatek, zwijania plecaków, pluszaków i kanapek, rozsiadania się na całe 3 minuty w aucie i potulnego z uśmiechem wkraczania na szkolne świetlice i przedszkolne sale.

Tymczasem tkwię z niebezpiecznie zaciśniętą żuchwą i przypominam sobie jak dobrze jest Je mieć. Czasem. Na ogół.  Łagodnie, powoli, drogą perswazji i drapaniem po plecach przekonuję do osiągniecia pozycji pionowej. Mozolnie, wytrwale. Ufff. I jest. Rajstopy, koszulki i inne spinki naciągnięte i  upięte.

Po 20 min. siedzimy w aucie. Patrzę przez ramię, zerkam w lusterko.

Uśmiecham się.

Za krótko bo się spieszę.

Ale się cieszę.

***

10 lat temu miałam 20 lat więcej niż 30 lat temu.

Rosnę i rosnę…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz