Mój organizm wypracował sobie znakomitą umiejętność radzenia
sobie z sytuacjami, które mogą złamać. Nadłamać. Lekko nadszarpnąć.
Podpowiada i podszeptuje obrazy, które mają się ziścić. Robi
to dużo wcześniej niż te mary stają realnie przed moimi oczami. W efekcie
jestem już lekko ogłuszona i mało, ale jednak przygotowana. Mięśnie napięte,
kiedy trzeba przyjąć cios. I jakby trochę mniej boli. Już nie tak zupełnie po
omacku się poruszam.
Strata Kogoś (dwóch Ktosiów). Choroba czyjaś. Bezsilna obserwacja
bólu. Inne podobne.
Myślę, ze to całkiem dobrze.
Ze gdyby nie ta cholerna intuicja rozsypałabym się po każdym
z wyżej wymienionych.
A na pewno pogubiła.
Może dlatego gdy już przychodzi czas i trzeba popłakać ja
nie mam czym.
Jest wrażliwość tak silna, że zobojętnia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz