„(…)każda ziemia
obiecana staje się okłamaną, gdy już się ją ma pod stopami a nie w marzeniu (…)”
Widać Anna Janko ma podobnie jak ja. Albo miewa.
Co jest dla mnie trudne do przyswojenia.
Spotykanie się na gruncie literatury, filmu, ulicy, galerii
handlowej czy w innych mniej formalnych okoliczności z kimś wydającym się być
całkiem podobnie charakterologicznie usposobionym jest zawsze wyjątkowo…dziwne.
Więcej niż jeden waryjat na świecie to o jednego lub więcej waryjata
za dużo.
Do sedna kochana, do
sedna.
Od zawsze goniłam za czymś lepszym, mocniejszym, bardziej
intrygującym czymkolwiek by to nie było. Nawet jeśli nogą naprzód nie wystąpiłam
to w myślach byłam już trzy przecznice dalej. Ta nieograniczona możliwość dokonywania
wyborów, grzebania wśród różnych płaszczyzn życia, różnych (możliwie skrajnych)
emocji, różnych kombinacji i wariacji na nieskończoność tematów dawała mi
adrenalinę jak szukanie w stosie zimowej przeceny w sieciówce najładniejszej
sukienki.
I to nie w kategoriach młodzieńczych uniesień naiwnością
podszytych mi się utarło. Tak po prostu mam. Tak dążę do celów. Zawodowych też.
To jest wessane we mnie całą siłą z jaką małe dziecko może chcieć sobie radzić
z życiem. Jakakolwiek racjonalizacja może mnie wyciszyć i lekko otumanić jak ponoć
psychotropy. I mogę się starać. Spróbować postarać. Nie biec, nie chcieć – jak moja
Młoda nie skakać i usiedzieć 30 sek. na sofie bez ruchu. Nie może za się. I
już.
Ja też.
Dlatego mam kolejnego kaca naznaczonego kolejną żałobą and
swoim bezmyślnym i debilnym pędem
donikąd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz